Na niedzielny spacer ruszyłyśmy z Agą za miasto. Lubię wieś. Tu życie ma inny rytm. Bez korków, zatłoczonych ulic, ciągle spieszących się ludzi. Gdzie nie spojrzeć widzę rozległe pola, łąki i pastwiska, a na nich odpoczywające konie. Nastrajam się pozytywnie tym widokiem. Leniwie toczy się niedzielne przedpołudnie. Słońce grzeje mocniej niż zazwyczaj we wrześniu. Czuję w powietrzu zapach mijającego lata. Wokół nas wszędzie cisza i spokój. Odwiedziny w znajomym folwarku zachęcają do wypróbowania nowych potraw. Gorący talerz z zupą grzybową kusi zapachem, a delikatne pierogi rozpływają się w ustach. Jak mało czasami potrzeba do szczęścia. Miłego tygodnia Wam życzę :-)
Ostatnia niedziela powiewała latem choć w powietrzu czuć już było zbliżającą się jesień. Wszystko co dobre ma swój koniec. Wypatruję złotej, polskiej i mam nadzieję, że taka właśnie nadejdzie. Klucze ptaków na niebie nastrajają mnie nostalgicznie. Dziś za oknem deszcz, ponure chmury nie ustępują miejsca słońcu. Zaczynam oswajanie z nową aurą. Mam nadzieję, że będzie tak jak lubię. Wielobarwnie i refleksyjnie. Cudnie fotograficznie. Usmażę konfitury ze śliwek, upiekę ciasto z pachnących jabłek, zaparzę kawę z kardamonem i otulę się w ciepły szal. Wtedy, nawet ponura aura nie sprawi, że będzie mi źle.