Będąc zimą na Suwalszczyźnie rozsmakowałam się w konfiturze z jej czerwonych owoców.
W Suwałkach, w tatarskiej knajpce u Alika, codziennie wypijałam herbatkę z tą owocową pysznością.
Jej delikatny kwaskowy smak pozostawiał przyjemną błogość podniebienia.
Wtedy też postanowiłam, że jak tylko nadejdzie jesień, wyprodukuję podobną konfiturę. Przepisu nie dostałam więc poimprowizowałam leciutko.
Musicie wiedzieć, że zbieranie owoców to czysta przyjemność w porównaniu z ich czyszczeniem od środka ;)
Wyciąganie nasion pokrytych kłującymi włoskami stanowi nie lada wyzwanie. Kilogram owoców obierałam trzy godziny!
Gdyby nie pomoc mojej Mamy, konfitury pewnie by nie było.
Traciłam dzielność po pierwszej godzinie. Z każdą następną zakończenie tego misternego rytuału wydawało się być niemożliwe.
A jednak udało się!!!
Cierpliwość czasami się opłaca i wynagradza poniesiony trud.
Do spiżarni przybyło kilka słoiczków różanej pyszności.
Tak, tak pyszności, bo smak jest nagrodą za włożoną pracę.
Przepis
Na ok. 1kg owoców
1 szklanka wody
1 kg cukru
rum
Ze szklanki wody i cukru ugotować syrop, wrzucić owoce i gotować na małym ogniu ok. 20 minut.
Należy pamiętać, że róża się ,,pieni" i trzeba usuwać pianę dość często.
Pozostawić do następnego dnia po czym zagotować na lekkim ogniu ponownie ok. 20 minut.
Na trzeci dzień, po 15 minutowym smażeniu, gdy konfitura nabierze koloru i szklistości, przełożyć do słoiczków i zalać na wierzch odrobiną rumu (10ml) Zakręcić słoiki.
Proste, no nie? ;)))
Cierpliwości Wam życzę.