To był wyjątkowo mroźny dzień połączony z dużą dawką słońca.
Temperatura -7 stopni C, odczuwalna o wiele niższa.
Całkiem przypadkiem znalazłam się nieopodal morza.
Postanowiłam więc zaczerpnąć rześkiego powietrza.
Czapka nieopatrznie została w domu.
Mróz szczypał w nos i policzki.
Okutana po uszy w szalik wyruszyłam na spacer.
Już z oddali słychać było szum morza i ryk wiatru.
Dawno nie widziałam tak spiętrzonych fal.
Uderzały z dużą siłą o betonowe słupy mola, by wreszcie rozbić się na kawałki o jego drewnianą konstrukcję.
Trudno było w tym zimnie utrzymać w rękach aparat fotograficzny.
Nie udało mi się go uchronić przed rozbryzgującymi się falami.
Tylko naszym dzielnym morsom wiatr i przenikliwy ziąb nie przeszkadzał w mroźnej kąpieli.
Niespiesznie wychodzili z wody jakby temperatura wcale ich nie przerażała.
W drodze powrotnej do domu zatrzymałam się w Oliwskim Parku.
Pamiętacie park w jesiennej szacie?
Dziś w całkiem innej odsłonie.
Spokojny, bezwietrzny, zimowy.