poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Pocztówki z Kazimierza

W ubiegły weekend pojechałyśmy z koleżankami do Kazimierza. Nasz wyjazd zaplanowałyśmy już kilka miesięcy wcześniej.
Gosia przyleciała z Holandii, Anię zabierałyśmy po drodze w okolicach Torunia, Justyna dołączyła do nas w Warszawie. Radosne i pełne energii, wyposażone w aparaty fotograficzne, statywy, blendy i mnóstwo różnych sukienek, dotarłyśmy do Kazimierza. 
Te kilka dni chciałyśmy przeżyć wspólnie, oddając się naszej fotograficznej pasji.
Zamieszkałyśmy na poddaszu  sympatycznego domku na Kwaskowej Górze.

nasz weekendowy domek



tu jadłyśmy nasze pierwsze śniadanie :-)

Fotografowanie to trudna sztuka. Potrzeba nie tylko dużo zapału, ale i wiedzy, by pięknie oddać to, co widzi nasze oko.
Moje dziewczyny są naprawdę niesamowite. 
Podziwiam je wszystkie za to, że mimo dużej ilości zajęć, potrafią angażować się w fotografię i dzielić się nią. Znajdują czas by się uczyć, poznawać, tworzyć.
Są aktywne i otwarte na nowe wyzwania.
Oto one w moim obiektywie :-)

Ania

Justyna

Małgosia

Kazimierz Dolny to urokliwe miasteczko, pełne wielu atrakcji. Mnóstwo ludzi tu przyjeżdża, aby odpocząć, powłóczyć się po klimatycznym rynku, bulwarze nadwiślańskim, wejść na Górę Trzech Krzyży skąd podziwiać można malowniczy widok na miasto i dolinę Wisły, odbyć wędrówkę do jednego z najpiękniejszych wąwozów, zwanym  Korzeniowym Dołem.
W sezonie letnim jet tu tłoczno i gwarno. Po sezonie, kiedy drzewa liściaste przybierają jesienne barwy, a mgły nad rzeką unoszą się gęstymi obłokami, wtedy musi być naprawdę pięknie...
Obiecałyśmy sobie, że wrócimy tu najpóźniej za rok.


godzina 5.30 sobota Kazimierz jeszcze śpi...



na rynku o poranku


puste ławeczki czekają na pierwszych przechodniów



widok z Góry Trzech Krzyży



różowy domek nieopodal rzeki


sesja w Wąwozie Korzeniowym

w wąwozie


w poszukiwaniu odpowiednich miejsc do fotografowania








droga do Mięćmierza


Mała Toskania w Mięćmierzu w orzechowym gaju






wtorek, 20 sierpnia 2013

Moje fotografowania początki

Trzy lata temu, tuż przed wakacjami, znalazłam w gazecie warsztaty fotograficzne dla kobiet.
Zachęcona opisem, pojechałam do wsi Teolog położonej w województwie kujawsko-pomorskim, nad jeziorem Drzycimskim.
Miejsce wyjątkowo urokliwe, a wokół wymarzona cisza i spokój. W sam raz na wakacyjny relaks.
Razem ze mną, na warsztaty przyjechały kobiety z różnych stron Polski.
Wszystkie pragnęłyśmy tego samego- odpoczynku, relaksu, zmiany otoczenia.
Nauka fotografii miała być dla każdej z nas swoistą terapią, dla mnie antidotum na smutek, poczucie zwątpienia, pustkę.
Na warsztatach codziennie uczyłyśmy się czegoś nowego. Zapoznawałyśmy się z obsługą aparatu, ustawieniami, kompozycją, doborem światła.
Oglądałyśmy albumy znanych fotografek, szukając natchnienia do robienia pięknych zdjęć. 
Wieczorami, przy lampce wina, wyświetlałyśmy filmy o  kobietach i dla kobiet.
Po projekcjach, późno w nocy, wyciągałyśmy się na leżakach i owinięte kocami obserwowałyśmy rozgwieżdżone nad Teologiem niebo.
Od dawna marzyłam o fotografowaniu. Zawsze brakowało czasu by się z tym zmierzyć. 
Dla mnie fotografia jest sztuką. 
Podziwiam tych, którzy potrafią w piękny sposób  zatrzymać chwile, uchwycić coś niebanalnego.
Z Teologa wyjechałam z dużą ilością zdjęć i mocnym postanowieniem dalszej nauki.

Teolog by night fot. Kinga

w Teologu u Asi



w złotej sukni od Kasi

pozowanie nie jest łatwe

Rok temu ponownie wyjechałam na plener fotograficzny. Tym razem do Smołdzińskiego Lasu.
Oprócz urokliwego miejsca w jakim się znalazłam, poznałam wspaniałe dziewczyny, które podobnie jak ja przyjechały by rozwijać swoją pasję. 
Małgosia, Justyna, Anka, Ala, Edyta...każda z nich inna.



Nasze spotkanie zapoczątkowało coś, co mam nadzieję przetrwa na długie lata...przyjaźń :-)



piątek, 9 sierpnia 2013

Dom nad brzegiem morza

Dzisiejszy poranek: rogaliki croissant, konfitura z pigwy i jagód, mój ulubiony twaróg zatopiony w serwatce, pyszna kawa i w drogę. Pogoda wspaniała, słońce i lekki wiatr od morza. Plażowanie zacząć czas. Nasz cel ...Saint Efflam
Przejechałyśmy malowniczą drogą, pośród rozłożystych araukarii i krzewiastych hortensji podziwiając piękne widoki i kamienne domy.
Co chwila zatrzymywałam auto, aby zrobić zdjęcia tych posiadłości, których położenie zapiera dech w piersiach.
Chciałabym kiedyś mieć taki dom i okno z widokiem na morze...
Dobrze jest marzyć... :-)


nazwany domem czarownic





 



czwartek, 8 sierpnia 2013

Dzień talasoterapii :-)

Dzisiejszy poranek nie zachwycał pogodą. Obudziły mnie krople deszczu, spadające na szybę.
Śpię u siostry w uroczym pokoiku na poddaszu. Często gapię się przez veluxowe okno, oglądam chmury i sprawdzam pogodę. Lubię tak witać dzień.
W domu mam podobnie. W deszczowe dni, zmykam na strych, owijam się ciepłym kocem i patrzę w niebo lub czytam książki.
Tu, w Bretanii, pogoda często płata figle. Zmienia się dynamicznie i zaskakuje. Nauczyłam się już zabierać do auta wszystko, co jest potrzebne w tej części kraju. Gdybyście kiedyś zechcieli wybrać się tutaj, radzę zaopatrzyć się w dobrą, nieprzemakalną kurtkę, czapkę z daszkiem lub kapelusz przeciwsłoneczny, chustkę na szyję (wieje czasami dość silnie).
Przyda się wszystko, zapewniam!
Na plażach, w taka pogodę,  spotyka się ludzi spacerujących w krótkich szortach i kurtkach przeciwdeszczowych. 
Po śniadaniu i porannej kawie, wybrałyśmy się z siostrą na plażę, nieopodal miasteczka St. Brieuc.
Właśnie zaczął się odpływ...plaża powiększyła się bardzo i z łatwością można było przemierzać kilometry brzegiem morza. Zdjęłyśmy buty i w drogę. Odrobina talasoterapii nie zaszkodzi... :-)


plaża des Godelins w Etables sur Mer













pośród ostryg...


ostrygi na skałach




 małże


dom na skale
kiedyś też się nauczę tak śmigać ;-)

szalejący kajciarz





Po kilku godzinach brodzenia w wodzie, wróciłyśmy do domu szczęśliwe.
Talasoterapia czyni cuda... ;-)



sobota, 3 sierpnia 2013

O szczęściu, które nam się przytrafia

Kiedyś wydawało mi się, że szczęście mamy dane raz na zawsze, że sami decydujemy o tym, w jakim stopniu go posiadamy. Na ile szczęścia zasługujemy? Tego nie wie nikt. Czasami nie dostrzegamy tych chwil szczęśliwości, szukamy czegoś więcej i więcej. A przecież szczęścia należy szukać w rzeczach małych, w chwilach, które są nam dane teraz. Lubimy być szczęśliwi, bo wtedy i inni przy nas promienieją.
,,Gdy się miało szczęście, które się nie trafia''pisała Pawlikowska-Jasnorzewska.
Ja miałam to szczęście. Mnie się ono przytrafiło na całe dwadzieścia lat naszego małżeństwa. Szczęście życia i przeżywania wielu chwil i emocji z człowiekiem, którego kochałam, który był dla mnie wszystkim.
Zostałam mężatką mając 24 lata. Wojtek był starszy ode mnie o 3 lata. Byliśmy młodzi, kochaliśmy się bardzo. Wtedy pojawiła się nasza córeczka Agatka. Cóż to było za szczęście!!! Ile było emocji i wzruszeń, chwil pięknych i radosnych. Czuliśmy się spełnieni, jako młodzi rodzice. Pielęgnowaliśmy wszystko to, co w rodzinie najważniejsze: miłość, poczucie bezpieczeństwa, wierność tradycji.
Wojtek był wspaniałym ojcem. Agata miała szczęście bycia przy Nim, przez 19 lat swojego życia.
Wiele ją uczył, pokazywał jaki piękny jest świat, wpajał tradycje, pielęgnował wartości. Troszczył się o nią każdego dnia. Uczył ją życia, zaradności, wytrwałości w dążeniu do celu, w realizacji marzeń i pasji.
Sam był człowiekiem o wielu pasjach i niesamowitej wrażliwości. Interesowała Go muzyka, sztuka, a nade wszystko ukochał latanie. 


Zazdrościł ptakom swobody, wolności jaką mają w przestworzach. Patrzył godzinami w niebo, na chmury szybujące po nim.I czekał, wciąż czekał, wypatrując dobrych warunków do latania. Ostatnie kilka lat zajmował się lataniem na paralotniach. Wcześniej latał na szybowcach i samolotach. Był doskonale wyszkolony i przygotowany do uprawiania tego trudnego sportu. Całymi godzinami mógł opowiadać o lataniu, o emocjach jakie się wiążą z tym sportem. Zawsze znajdował wiernych słuchaczy. Potrafił pięknie opowiadać. Był otwarty na ludzi, empatyczny, inteligentny. Przy Nim, nie sposób było się nudzić. Wymyślał ciągle nasze wyjazdy, nie tylko te wakacyjne, ale takie nagłe, spontaniczne. Były to oczywiście wyjazdy w góry, gdzie można było ,,zalatać'' czyli polatać na paralotni. Znałam wielu Jego kolegów i podziwiałam za tę pasję, pasję latania. Czasami konkurowali ze sobą, podczas rozgrywanych zawodów paralotniowych, ale była to zawsze tzw. zdrowa konkurencja, koleżeńska, bez zazdrości. Często widziałam ten podziw w oczach kolegów, gdy jeden z nich osiągał jakiś spektakularny sukces w przelotach. Cieszyłam się razem z nimi. Widziałam, jacy są szczęśliwi. 
Takie szczęście powinno przytrafiać się każdemu. Ale czy każdy z nas potrafi je odnaleźć?
Wojtek zginął podczas rozgrywanych zawodów paralotniowych  w RPA. Był to listopad 2008 roku. Przygotowywał się do tego wyjazdu z kolegami, ponad pół roku. Był szczęśliwy, bo miała to być Jego pierwsza taka daleka wyprawa na zawody międzynarodowe. Ponad 90 zawodników z wielu krajów.
On jeden nie wrócił do domu. Zostały zdjęcia i filmy...
Mija prawie 5 lat, a ja nadal nie mam odwagi ich  obejrzeć. Czasami boję się, że zapomnę Jego głos i śmiech. 
Wieczorami, lubię patrzeć w niebo i myśleć o Nim, mówić, opowiadać. 
Wtedy jest mi lżej, łatwiej.

nasze niebo



zachód słońca na Menez Bre Bretania

Lubię fotografować niebo. Od niedawna uczę się fotografii. Podziwiam tych, którzy robią z niej sztukę.
To piękna pasja, pasja tworzenia. 
O tym napiszę w następnym poście. 

czwartek, 1 sierpnia 2013

Bretania forever

Od kilku dni zwiedzamy północno-zachodnią część Francji - Bretanię.
To kraina domów z kamienia i niezliczonej ilości kwiatów hortensji, rosnących wzdłuż dróg, przed domami, w ogródkach, przy płotach, tworząc olbrzymie, wielobarwne bukiety.
W tym klimacie, gdzie przeważają deszczowe dni, a zimy są łagodne, hortensje czarują swoim pięknem.
Przejeżdżając autem, co chwilę ma się ochotę zatrzymywać i fotografować.
Małe, kolorowe miasteczka i jeszcze mniejsze wioseczki, z charakterystyczną dla tego regionu kamienną zabudową , wręcz zapraszają swoim klimatycznym wyglądem, do odwiedzin.





Loc- Envel,urokliwa wioseczka, tu mieszka moja siostra


Loc- Envel kościół

Celem naszej dzisiejszej wycieczki była miejscowość Treguier z katedrą i starymi kamieniczkami oraz Plougrescant z domem, wybudowanym pomiędzy dwoma skałami.

domek w skałach

na skałach w Plougrescant
Jeżeli nie macie jeszcze pomysłu na wakacyjną wyprawę, serdecznie zachęcam do odwiedzenia tego
niewątpliwie urokliwego, regionu Francji :-)